
Słonie w Tajlandii. Jak wygląda to naprawdę?
Słonie- symbol Tajlandii. Nawet jeśli tu nie byliście, to na pewno kojarzycie obrazki uśmiechniętych i zadowolonych turystów podczas przejażdżki na słoniu. To ogromny i bardzo dochodowy biznes w Tajlandii i do niedawna ekstremalnie popularny. Całe szczęście coraz więcej mówi się o ciemnej stronie takiej turystyki. Dlaczego całe szczęście? Co złego jest w miłym i krótkim spacerku na słoniu?
Od razu zaznaczę. To jest moja prywatna opinia, a zdania na temat zabawy na słoniu są bardzo podzielone. Spotkacie jej taką samą liczbę entuzjastów, jak i przeciwników. Sama osobiście jeździć na tym ogromnym zwierzęciu nigdy nie próbowałam i nie zamierzam. Można by więc powiedzieć, że nie powinnam się wypowiadać, skoro nie mam doświadczenia. Jednak mieszkam tu już blisko 10 miesięcy. Wiem co widzę, sporo czytam i nikt nigdy mi nie wmówi, że jazda na słoniu jest ok.



Zanim opowiem Wam o historii i kontrowersjach wokół tego tematu, chciałabym przytoczyć kawałek jednego z odcinków Martyny Wojciechowskiej „Kobieta na krańcu świata”.
Odwiedziła ona kobietę, która założyła w Afryce prywatny, można powiedzieć przydomowy rezerwat dla słoni. Uratowanych przed kłusownikami i okropnymi ludźmi, którzy są w stanie zapłacić ogromne pieniądze za kość słoniową.
Otóż owa kobieta, bardzo miła i ciepła miała w swojej opiece również małego słonika, któremu niestety nie udało się uratować matki. Właścicielka rezerwatu wiedziała, że słonie są ogromnie emocjonalne, jak ludzie. Zdawała sobie sprawę, że zaczęła pełnić funkcję matki dla małego słonia, nie tylko pod względem dostarczania pożywienia, ale głównie emocjonalnym. W międzyczasie musiała pierwszy raz od dawna wyjechać na kilka dni, na wesele córki. Pełna obaw przygotowała pracowników na szczególną opiekę nad maleństwem. Zostawiła swoje noszone ubrania, aby mogło ono nadal czuć jej zapach. Niestety… Słonik tak bardzo tęsknił, że przestał jeść, pić. Stracił całą wolę życia, nad którą tak długo walczyła ta kobieta, kiedy pierwszy raz stracił matkę. Druga strata była już nie do zniesienia. Zwierzę umarło… Z żalu, bólu i tęsknoty. Nie z braku podstawowych środków do życia.
Wydaje mi się, że nie trzeba tego nawet komentować. Tak, wiem, słonie afrykańskie to inny typ, niż azjatycki. Chyba jednak nie o to w tej historii chodzi.



Trochę słoniowej historii
Chang, czyli słoń (tak, jak najpopularniejsze tu piwo) to Tajlandii symbol szczęścia i dobrobytu. Słonie uważane są tu za zwierzęta święte, symbol tożsamości narodowej. Z powodu swojej siły i wagi używane były do walki i obrony kraju. Im większą ilość słoni posiadał król, tym wyższy był jego status. Był również czas w historii Tajlandii, kiedy to słoń znajdował się na fladze tego kraju.
Później wykorzystywano słonie do transportu, podczas ciężkich prac budowlanych oraz przy pozyskiwaniu drewna do handlu. Wtedy też zaczęła się niechlubna i przykra historia wykorzystywania tych zwierząt do granic możliwości. Dosłownie. Wiele słoni ginęło z powodu zbyt dużego wysiłku, braku dostatecznej ilości pożywienia i nawodnienia.
Tajowie wykorzystują potencjał tych zwierząt do dziś, w znakomitej większości bez odpowiedniego szacunku dla tego gatunku.
Obecnie słonie służą do zarabiania dużej kasy. Tańczą, klękają, robią sztuczki, posłusznie wykonują polecenia, a wiele osób to nagrywa, robi sobie zdjęcia i cieszy się z takiego wesołego cyrku. Pomyślcie jednak, jak skłonić do posłuszeństwa tak potężne zwierzę?
Otóż małe słonie poddawane są procesowi phajaan, czyli po prostu łamaniu ducha. Zamykane w małej skrzyni, bite, bez jedzenia i picia. Po jakimś czasie, zwykle kilku tygodniach, słoń poddaje się, przestaje walczyć. Wtedy do akcji wkracza jego przyszły pan i wybawiciel- mahout. Jest on pierwszą osobą, która nie dręczy i nie torturuje zwierzęcia. To on jako pierwszy przynosi pożywienie i picie. Słoń zaczyna traktować go jako wybawcę i wdzięczny mu będzie do końca swojego żywota. Pozwoli mu na wszystkie, nawet bolesne zabawy z turystami.
Słoniowa ciekawostka
Słonie wcale nie mają grubej skóry, jak nam się wydaje. Czują wszystko co dociera do nich z zewnątrz, a wędrówki po rozgrzanym asfalcie są dla nich katorgą. Wyczuwają również drgania pochodzące z ruchu drogowego i wszystkiego, co dzieje się w mieście.
Wiecie, że małe słoniątka wykorzystują duże uszy matki, aby schować się przed słońcem? Mają tak delikatną skórę, że słońce może je poparzyć! Tak samo, jak nas, białych ludzi w Tajlandii. Kiedy matka ginie i ludzie przejmują opiekę na małym, muszą specjalnie dbać o jego skórę. Chować zwierzę w cieniu, pod parasolami, smarować kremami przeciwsłonecznymi!
Sanktuaria
Jeżeli chcecie poznać słonie naprawdę, wiele miejsc w Tajlandii daje wspaniałą możliwość odwiedzenia specjalnych sanktuariów. Znajdują się tam uratowane z niewoli słonie. Nie przejedziecie się tam na tym zwierzęciu, nie zagłaskacie go i nie będzie ono na każde zawołanie. Za to spędzicie z nim dzień. Będziecie za nim podążać i jeśli słoń będzie miał na to ochotę, dotkniecie go, wykąpiecie się z nim w rzece (albo w błocie!). Poznacie tajniki opieki nad słoniami, przygotujecie pożywienie dla nich. Będziecie mieć wspaniałą okazję bycia gościem i obserwatorem tych niesamowicie inteligentnych i uczuciowych stworzeń. Zamiast perfekcyjnej fotografii na słoniu umorusacie się w błocie, wybrudzicie ubranie oraz wiele się nauczycie o zachowaniach słoni.


