
Phuket inaczej, czyli wyprawa na Ko Yao Yai
Ko Yao Yai w wielu miejscach traktowane jest jako część Phuketu. Kiedy szukałam transferu czy hotelu, pokazywało mi właśnie taki adres. Ta mała wysepka pomiędzy Phuket i Krabi liczy sobie 18 tysięcy mieszkańców, z czego 90% to muzułmanie (dlatego nie wszędzie można zakupić alkohol). Powierzchnia Ko Yao Yai to zaledwie 147 km2, jednak zachwyciła mnie ilością miejsc do eksplorowania. Jest również mniej popularna, niż leżąca na południu Ko Yao Noi i być może dzięki temu czułam się jak w innym, dzikim świecie. No i kwestia sezonu deszczowego 🙂
Mój wyjazd przekładałam kilka razy, ponieważ w moją część Tajlandii przyszły ulewne monsuny. Deszcz mi niestraszny, jednak 3 dni lało tak, że nie dałam nawet rady wyjść do sklepu. W końcu nieco się rozpogodziło, zakupiłam nieśmiertelną pelerynę z 7-eleven i ruszyłam.
Podróż z Phuket to całe 30 minut/300 batów i znalazłam się w dzikim świecie. Niemalże brak ruchu samochodowego, trochę skuterów, garstka turystów. Kilka sklepów spożywczych, oldchoolowe „stacje benzynowe” (zdjęcie obok), małpy i kozy wylegujące się na drodze. Mój mały raj.
Zameldowałam się w domku na plaży z widokiem na morze i poczułam, że życie zwolniło mi jeszcze bardziej niż dotychczas. Miałam przed sobą popołudnie i dwa następne dni. Zabrałam się za czytanie i zastanawianie, co Ko Yao Yai może mi zaoferować.
Acha, bez skutera ani rusz. Chyba że wypożyczycie Tuk Tuka albo taksówkę. Na wyspie nie ma autobusów, a odległości między punktami są duże, bo pomiędzy nimi nie ma po prostu nic 🙂
Pomimo całej dzikości tego miejsca znajdziecie bez problemu bankomaty oraz nawet kantory (czasem w postaci samotnej budki w czyimś ogródku).
Co robić na Ko Yao Yai?
1. Jechać przed siebie, eksplorować wyspę
Brzmi banalnie, ale to jest właśnie najfajniejsze w tej wysepce. Przepiękne i dzikie widoki. Dżungla na wyciągnięcie ręki, pola ryżowe, leniwe krowy. Małpy ciekawie spoglądające na przejeżdżających (nie podchodźcie do nich blisko, one tylko miło wyglądają!), wszechobecne kozy (pierwszy raz w Tajlandii tyle ich widziałam).
Google maps nie zawsze działa dobrze, można się nieco zgubić, ale ma to swój urok. Odkryjecie małe sklepiki, knajpeczki, ciekawe domy, przyjaznych i uśmiechniętych ludzi, którzy chętnie Wam we wszystkim pomogą.
Nie raz zdarzyło mi się jechać ładną asfaltową drogą, która w sekundę zmieniła się w najlepszym wypadku drogę szutrową. Nie poddawajcie się, powolutku i z rozsądkiem przejedziecie, zapewne za jakiś czas droga znów zrobi się asfaltowa.
Przejeżdżając, zwróćcie uwagę na rozliczne drzewa kauczukowe (takie z miseczkami przyczepionymi do pnia).
Na pewno zobaczycie też, jak ciekawie Tajowie budują domy. Bardzo często drewniane, piętrowe, na wysokich palach, gdzie parter nie jest zamieszkany. Traktowany natomiast jako schronienie przed deszczem, suszarnia, czy garaż bez ścian.
Zaopatrzcie się również w repelent na komary, najlepiej ten naturalny i tani, dostępny w każdym 7-eleven.






2. Zwiedzać rozliczne i dzikie plaże
Znowu trzeba po prostu jechać przed siebie. Duża część plaż nie jest oznaczona na google maps, za to prowadzą do nich znaki stojące przy drodze. W większości przypadków trzeba poświęcić chwilę na dojechanie do nich, ale dzięki temu znajdziemy się w dzikich miejscach, z małą ilością ludzi. Często też bez baru czy restauracji na plaży, dlatego na taką wyprawę weźcie ze sobą coś do picia i jedzenia:)
Mnie szczególnie urzekła mała plaża na południu, zaraz przy Say Bai. Należy kierować się w lewą stronę, przejść po kamieniach i wylądujecie na malutkiej, rajskiej i mało uczęszczanej plaży.
3. Odwiedzić sławnego masażystę
Dr Saad, tak się tytułuje ten pan. Oczywiście żadnym lekarzem nie jest, powiedział mi, że nauczył się wszystkiego od swojej babci. Pan Saad jest niewidomy i praktykuje od 30 lat. Przyznam, że na początku miałam małe obawy czy powierzać mój bolący kręgosłup w ręce tajskiego szarlatana, ale już po 3 minutach wiedziałam, że to nie był błąd. Pan doskonale wie co, gdzie i jak uciskać. Jeżeli nie jesteśmy w stanie lub nie chcemy aby bolało, to będzie to robił bardzo delikatnie. Po jednej wizycie (800 THB) czułam dużą ulgę. Na plus przemawia też fakt, że pan masażysta doskonale wiedział, co mi dolega i wymienił wszystkie dolegliwości, które wyszły mi w badaniach.
4, Kajaki
Wycieczki kajakami po rzece, wśród lasu namorzynowego. Przepiękne widoki, surowa i 100% tajska natura, ptaki, małpy. Jednym słowem połączenie relaksu, sportu i odpoczynku. Wycieczkę połączyć można z małym trekkingiem w dżungli, wystarczy zapytać o pomoc osoby pomagające w wypożyczalni. Mnie niestety nie udało się tego zrobić, ale słyszałam, że zdecydowanie warto i najlepiej zrobić to z przewodnikiem, gdyż jak wcześniej pisałam google maps nie działa najlepiej na małych ścieżkach tej wyspy.
5. Wycieczki na pobliskie wyspy
Ko Yao Yai to świetnie miejsce wypadowe na przeróżne wycieczki. Przede wszystkim snurkowanie. W pobliżu znajduje się Phi Phi, na które nie ma potrzeby wybierać się na noc, to dosłownie chwila z Ko Yao. Można zarówno zejść na samą wyspę, jak i dostać się w cudowne miejsca, pełne raf koralowych i kolorowych rybek. Zaraz obok jest Bamboo Island – Park Narodowy, absolutnie rajska wyspa, z długą plażą i tylko jedną restauracją. Polecam wybrać się po południu, kiedy wszystkie wycieczki zaczynają się zbierać. Poza tym jest wiele innych miejsc, można skoczyć na Phuket, James Bond Island, muzułmańską wioskę na palach na środku morza, Chicken Island czy Raya Island. Wszystko zależy od Was.
Z Ko Yao możecie wykupić wycieczkę zorganizowaną („obskakującą” wszystkie najważniejsze i najpiękniejsze miejsca) lub wypożyczyć łódkę (oczywiście z „kierowcą”) i wtedy powiedzieć panu gdzie i ile chcielibyście spędzić czasu.


